wtorek, 13 sierpnia 2013

Pobożne życzenia - rozdział 6

 Od rana przygotowywałam się na wesele. O 9 wyszłam od fryzjera z rozpuszczonymi, falowanymi włosami. Potem pomalowałam sobie paznokcie na jasny, brokatowy kolor. Gdy tak siedziałam i upiększałam moje dłonie spojrzałam na sukienkę, która wisiała na drzwiach. Miała niewielki dekolt i  cienkie ramiączka. Moja kiecka sięgała mi przed kolano i na dodatek była w moim ulubionym kolorze - granatowym. Może nie była to najpiękniejsza kreacja, ale gdy stanęło się w niej pod światło - niesamowicie się mieniła. 
        Na wesele pojechałam z moimi pięćdziesięcioletnimi rodzicami.
- Kochanie, nie wypada chodzić samej na takie imprezy. Powinnaś znaleźć sobie jakiegoś mężczyznę. - mama zaczęła ten temat już w samochodzie. Przewróciłam oczami. Odkąd rzuciłam Krystiana moja rodzicielka potrafiłaby rozmawiać tylko o tym, jak ważny jest mężczyzna w życiu kobiety. Całe szczęście tata wziął moją stronę i kazał żonie skończyć temat. Reszta drogi upłynęła nam w ciszy.
     Po ceremonii w kościele goście przenieśli się do sali weselnej. Gdy tylko tam weszłam zaparło mi dech w piersiach. Sala była bardzo przestronna i ładna, ale całość uzupełniała najpiękniejsza dekoracja jaką kiedykolwiek widziałam. Kolorami przewodnimi była biel oraz kolor niebieski w najróżniejszych odcieniach. Zasłony, kwiaty, zastawa na stołach, obrusy i inne dekoracje wprowadzały w zachwyt. Rozejrzałam się po gościach i zauważyłam, że nie tylko na mnie wnętrze sali zrobiło takie wrażenie. Ludzie z zachwytem obracali się, chłonąc każdy detal wystroju. Para młoda bardzo się postarała.
    Okazało się, że na stołach poustawiane są karteczki z imionami i nazwiskami. Gdy okazało się, że nie będę siedzieć przy mojej rodzinie, trochę się zmartwiłam, bo mimo wszystko bardzo ją lubiłam. Gdy siadłam na swoje miejsce spojrzałam na wizytówki po obu mich stronach. Po prawej miała siedzieć Joanna Tarczyk z osobą towarzyszącą. Kiedy odczytałam wizytówkę po mojej lewej stronie oniemiałam. Zamknęłam oczy i otworzyłam je po chwili. Nic się nie zmieniło. To samo imię i nazwisko. Zaklęłam szpetnie w myślach. Obok mnie miał siedzieć mój sąsiad z naprzeciwka - Adam! To robiło się naprawdę dziwne. " Ja to mam szczęście" - pomyślałam z ironią.
     Po chwili przyszedł i siadł na swoje miejsce. Kiedy mnie zauważył zrobił zaskoczoną minę. Otaksowałam go wzrokiem. W garniturze wyglądał zabójczo.
 - Cześć. - powiedział. Wymamrotałam odpowiedź. - Nie wiedziałem, że tu będziesz.
- I vice versa. - odparłam
-Pięknie wyglądasz w tej sukience.
- Dzięki. - Zaczerwieniłam się trochę. Każdy komplement jest mile widziany, nawet od niego. Potem żadne z nas nic nie powiedziało.
   Po toaście i pierwszym daniu orkiestra zaczęła grać. Przetańczyłam kilka piosenek z różnymi ludźmi i wróciłam zmęczona do stołu wtedy, gdy zaczęli grać wolniejsze kawałki. Wypiłam duszkiem szklankę napoju. Po chwili przyszedł Adam i usiadł na krzesło, również zmęczony, ale uśmiechnięty. Po chwili spytał niespodziewanie:
- Zatańczysz ze mną?
 Spojrzałam na niego niedowierzająco i odparłam.
- Zdecydowanie nie.
- No proszę. Jeden taniec. Co ci zależy?
- Jestem zmęczona. Muszę odpocząć - próbowałam się wymigać.
- To za 5 minut zatańczysz ze mną?
 Westchnęłam i potwierdziłam. Adam zadowolony nałożył sobie ciasta i zaczął jeść. Po jakimś czasie, gdy ( jak na złość) zaczął lecieć wolny kawałek, mój sąsiad wstał i spytał oficjalnie, ale z nutą rozbawienia:
- Zatańczysz ze mną? - I wyciągnął rękę. Wstałam, chwyciłam rękę i poszliśmy na parkiet. Robiłam to z niechęcią, ale nie dałam po sobie tego poznać.  Stanęliśmy na środku i zaczęliśmy tańczyć.  Po chwili wirowaliśmy w rytm muzyki. Goście poodsuwali się i w końcu tańczyliśmy po środku koła, utworzonego przez zachwyconych uczestników wesela. Nie miałam pojęcia, że Adam potrafi tak tańczyć. Akurat wtedy, gdy piosenka się skończyła staliśmy tak blisko siebie, że myślałam, iż mnie pocałuje. Chyba jednak pamiętał co mówiłam na temat całowania, bo zrobił krok do tyłu, odchrząknął zmieszany, pokłonił się i podziękował za taniec. Zrobiłam to samo. Nasza 'widownia' zaczęła klaskać. Zrobiłam się czerwona na twarzy, bo dopiero teraz się zorientowałam, że wszyscy goście i państwo młodzi na nas patrzyli. Gdy już się wszyscy uspokoili, poszłam z Adamem do naszego stolika i jednym łykiem wypiliśmy zawartości swoich szklanek.
 - Nie wiedziałam, że tak nieźle tańczysz. - pochwaliłam go.
 - Dzięki. Jeszcze wiele o mnie nie wiesz. - zrobił tajemniczą minę, która mnie rozśmieszyła -  Ty też byłaś niczego sobie.
- Ledwo za tobą nadążałam! - Nie wiem co się dzieje. Jeszcze 5 minut temu go nienawidziłam, a teraz sobie normalnie rozmawiamy! Chociaż nie.. nadal go nienawidzę. - Nie myśl tylko, że nie jestem już na ciebie zła.
- Kurde, Iza. Ile czasu zamierzasz się na mnie gniewać? - wiedziałam już, że go wkurzyłam.
- Skąd mam wiedzieć? Tego co między nami zaszło nie zapomnę tak łatwo.  - warknęłam. Wspaniały nastrój prysł jak bańka mydlana.
- Świetnie. Siedź tu sobie i dalej się fochaj. - powiedział. Widziałam, że ledwo hamował złość. - Mam już ciebie dosyć. Serio nie wiem co mi się w tobie podobało. - Powiedziawszy to poszedł gdzieś. " Jeny, chciałabym, żebyśmy w końcu zrozumiał. Nie lubię go. Musiałby się bardzo postarać, żebym go z powrotem polubiła." - pomyślałam zła.
    Gdy spacerowałam wolnym krokiem po parkingu pełnym samochodów zobaczyłam jak Adam rozmawia z jakąś dziewczyną. Nagle oboje zanieśli się śmiechem. Nie wiem czemu, ale poczułam nagłą zazdrość. Czyżbym coś czuła do niego? Nagle objął dziewczynę w pasie, moim zdaniem za nisko opuścił rękę, więc nie trzymał dziewczyny w pasie tylko za tyłek (celowo?) i poszli do sali weselnej. Stanęłam i zaczęłam się zastanawiać. Przecież jeszcze 5 minut temu zależało mu na mnie, a teraz podrywa inną lafiryndę? Czy zapomniał o mnie tak szybko? Potrząsnęłam głową z niedowierzaniem i zaśmiałam się. Chyba on zaczął mi się podobać. Wbrew mojej woli. Przecież gdyby mi się nie podobał nie byłabym o niego zazdrosna, nie? Rozweselona również wróciłam do sali. Reszta imprezy szybko minęła i zanim się obejrzałam już z niej wracaliśmy. Razem  z Adamem próbowaliśmy się unikać, chociaż nie udawało nam się to cały czas. Mama nadal podekscytowana moim tańcem z nieznajomym (Według niej nieznajomym. Nie miałam siły ani ochoty jej tłumaczyć, że to mój głupi sąsiad) prawdopodobnie planowała w myślach nasz ślub. Tata też był zainteresowany Adamem. Dam sobie uciąć rękę, że rozmyślał już wspólny wypad z nim na ryby. Całe szczęście kiedy powiedziałam rodzicom, że ten chłopak mnie nie interesuje uspokoili się. Gdy dotarłam o 5 rano do domu, resztkami sił przebrałam się w piżamę, padłam na łóżko i natychmiast zasnęłam.


środa, 7 sierpnia 2013

Pobożne życzenia - rozdział 5

  Obudziłam się na czarnej kanapie. Obok stał stolik, na którym była butelka wody mineralnej. Szybko pojęłam, że jestem w czyimś mieszkaniu. Rozejrzałam się. Na przeciwko mnie stał fotel, w tym samym kolorze co kanapa, na którym leżały 2 koce: jeden jaskrawo żółty, a drugi ciemnobrązowy. Poza tym, zauważyłam że układ ścian i pomieszczeń przypominał lustrzane odbicie mojego mieszkania. Pierwsze co mi przyszło do głowy to, że jestem u Adama. Potrząsnęłam głową. Przecież mówił, że więcej mi nie pomoże. Ogólnie dom był urządzony całkiem ciekawie. Efekt psuły porozrzucane wszędzie ubrania i brudne naczynia. Nagle koce na fotelu poruszyły się. Drgnęłam przestraszona. Szybko rozejrzałam się za jakąś bronią. W kącie salony leżał kij bejsbolowy. Szybko go chwyciłam i stanęłam rozczochrana nad oddychającymi kocami z kijem w stanie gotowości. Lekko szturchnęłam to coś. Spod koców wygramolił się mój sąsiad z naprzeciwka. Zatkało mnie. Więc jednak mi pomógł. Adam, gdy tylko na mnie spojrzał zaspanymi oczami wrzasnął z przerażeniem i migiem wyskoczył z fotela. Gdy był już w drugim końcu pokoju spytałam się go ucieszona, że udało mi się go nastraszyć:
-Wyglądam aż tak strasznie?
-Nie no co ty. - wysapał, próbując uspokoić swój oddech - nigdy więcej mnie nie budź z kijem bejsbolowym w ręce. - Złapał się nagle za serce i padł na wznak na podłogę. Przestałam się uśmiechać, ale wmawiałam sobie, że on tylko żartuje. Kucnęłam przy nim  i zauważyłam, że nie oddycha. "O Boże, co ja zrobiłam?!" - tylko to zdążyłam pomyśleć, bo nagle złapał mnie za kostkę. Teraz to ja wrzasnęłam przerażona i tracąc równowagę poleciałam na niego. Po chwili oboje leżeliśmy na podłodze śmiejąc się. W którymś momencie Adam unieruchomił mnie i pochylił się nad moją twarzą.
-Teraz mi nie uciekniesz. - szepnął uwodzicielsko - Wiem, że ty też tego chcesz. Zawsze chciałem cię pocałować. - powiedział i zaczął przybliżać swoje usta do moich. Miotałam się, próbując mu się wyrwać, niestety bez skutku. Wcale nie chciałam się z nim całować. Unieruchomił mi głowę i pocałował mnie.
     Jeszcze żaden facet nie całował mnie tak jak on. Jego pocałunek był pełen namiętności i pożądania. Nie zastanawiając się długo oddałam mu całusa. Adam tylko się uśmiechnął, puścił mnie i dalej całował. Wtedy dotarło do mnie co robię. Całuję się z wrogiem! Natychmiast odepchnęłam Adama, wstałam szybko i wściekła powiedziałam:
-Nigdy! Więcej! Tego! Nie! Rób! - po każdym słowie wycierałam usta ręką. Chłopak podniósł się z podłogi i zdezorientowany spytał:
-Dlaczego? Wiem, że ci się podobało.
-I co z tego? Przecież wiedziałeś, że nie chcę się z tobą całować! - krzyknęłam zła - Właśnie o tym wcześniej ci mówiłam! Nie chcę znowu przez ciebie cierpieć!
-Ale... ale... ale przecież... - zaczął się jąkać oszołomiony.
-Ale co?! - spytałam krzycząc - Ale ci przecież oddałam pocałunek? To nie znaczy, że tego chciałam! Mało która dziewczyna by się powstrzymała!
-Więc... uważasz, że dobrze całuję? - mruknął uwodzicielsko.
- Tak. A teraz, jeśli pozwolisz, pójdę do siebie. - warknęłam i wyszłam z jego mieszkania.
     Spróbowałam otworzyć drzwi do swojego, ale dopiero teraz zorientowałam się, że nie mam swojej torby.
-Ekhym - usłyszałam za sobą chrząkniecie. Odwróciłam się i zobaczyłam Adama, który niedbale opierając się o framugę drzwi trzymał w lewej ręce moją torebkę. Podeszłam do niego, wyciągnęłam rękę i powiedziałam, żeby oddał mi moją własność.
-Oddam jak wyjaśnisz mi o co chodzi z twoim byłym.
-Nie twoja sprawa - burknęłam - Oddaj torebkę.
-Jednak moja sprawa. To on mnie pobił dwa razy, bo myślał, żę jestem twoim chłopakiem i to ja cię przed nim uratowałem, zanim zdążył cię udusić. Swoją drogą, powinnaś to zgłośić na policję.
- Może tak zrobię. Nie odczepisz się ode mnie, co? - spytałam, a ten potwierdził. - Dobra. Nachodzi mnie odkąd z nim zerwałam.
-A czemu to zrobiłaś?- zaciekawił się.
-No bo ... - wymamrotałam niewyraźnie.
-Przepraszam, nie usłyszałem. Powtórzysz? - nachylił się w moją stronę, żeby lepiej słyszeć.
-No bo on mnie ... - znowu wymamrotałam. Końcówkę zdania celowo mówiłam strasznie niewyraźnie.
-Mów wyraźniej. - poprosił.
- Zerwałam z nim bo ....
-Co? - nachylił się do mnie tak blisko, że nasze twarze dzieliły milimetry. Gdy zaczerpnęłam powietrza, żeby mu powiedzieć prawdę, ten nagle pocałował mnie w usta. Odrazu, bez namysłu spoliczkowałam go.
-Co ty sobie wyobrażasz?! - wykrzyczałam oburzona, wyrywając w tym czasie swoją torebkę z jego rąk - Czy nie wyraziłam się dosyć jasno?!
 Adam miał wstrząśniętą minę, a jego lewy policzek zrobił się czerwony. Najwyraźniej nie spodziewał się takiej reakcji.
-Iza, przep.. - nie dałam mu dokończyć, ponieważ zatrzasnęłam drzwi przed jego nosem. "Za kogo on się uważa?!" - myślałam oburzona - "To, że mi uratował życie, nie oznacza, że może mnie całować!"
   Nadal zbulwersowana spojrzałam na zegarek. Była 23.00. Położyłam się do łóżka w ubraniach.

czwartek, 1 sierpnia 2013

Pobożne życzenia - rozdział 4

Dwa dni po moim koszmarze wracałam do domu z pracy. Nie byłam jakoś strasznie zmęczona, ale chętnie złapałabym chociaż godzinkę snu. Planując sobie resztę dnia dojechałam windą na ostatnie piętro. Dopiero po chwili zauważyłam Krystiana, mojego byłego chłopaka, a zarazem damskiego boksera. Swego czasu byłam w nim zakochana po uszy, mimo tego, że często dostawałam od niego w twarz. Całe szczęście Klara otworzyła mi oczy. To dzięki niej zakończyłam ten fatalny związek. Niestety, Krystian nie chciał przyjąć do siebie tego, że nie chcę już go znać  i czasem mnie nachodził.
    Dziś ubrany był w sportowy, czarny dres. Jego ubranie i mięśnie budziły respekt wśród ludzi, ale efekt czasem psuły jego gęste, czarne włosy, sięgające mu do ramion.
  Zwolniłam kroku i spytałam czego chce, jednocześnie szukając gazu pieprzowego w torebce.
-Dobrze wiesz. - warknął - Ode mnie nie odchodzi się tak po prostu. Już wklepałem kilka razy twojemu chłoptasiowi - powiedział to z nieukrywaną dumą. Doprawdy, nie wiem z czego tu być dumnym. Że zlało sie Bogu ducha winnego chłopaka?
-Jakbyś miał trochę oleju w głowie, to zauważyłbyś, że to mój sąsiad, a nie chłopak. - odparłam ze spokojem, chociaż serce waliło mi jak oszalałe.
-Nie pyskuj mi tu, ślicznotko. - Powiedział, przysunąwszy się do mnie tak blisko, że plecami przylgnęłam do ściany. Teraz naprawdę zaczęłam się bać. Mój strach osiągnął najwyższa granicę, kiedy uświadomiłam sobie, że nie miałam ze sobą gazu pieprzowego. Nagle mój były złapał mnie za szyję i zaczął dusić. Przerażona puściłam torbę i próbowałam uwolnić się od morderczego uścisku, jednocześnie walcząc o oddech. Krystian w tym czasie warczał mi do ucha:
-Było ode mnie nie odchodzić, kotku. Sama widzisz jak to się skończyło. A mogło być tak pięknie.
     Po kilku sekundach rzuciłam swoją komórką, którą wyjęłam z kieszeni spodni i z całej siły rzuciłam nią w drzwi Adama. Wtedy Krystian jeszcze bardziej wzmocnił uścisk. Straciłam już nadzieję na jakąkolwiek pomoc i pożegnałam się z życiem. Zaczęło mi się robić ciemno przed oczami i po chwili odpłynęłam.
   

Poczułam, że ktoś mnie podnosi. Przez zmrużone oczy zobaczyłam niewyraźną postać mężczyzny, ubraną w białą koszulę.
- Umarłam? Jestem w niebie? - Spytałam go ochrypłym głosem.
- Zależy jak według ciebie wygląda niebo. - Uśmiechnął się. Po kilku sekundach znowu zemdlałam.


                                                       
Wiem, że strasznie krótki ten rozdział, ale następne będą już dłuższe :)

                                                            

piątek, 26 lipca 2013

Pobożne życzenia - rozdział 3

 Uciekałam po schodach. Pięłam się coraz wyżej, byle jak najdalej od mojego prześladowcy. Niestety był coraz bliżej mnie. Po kilkunastu schodkach w końcu mnie dopadł i przewrócił na plecy. Wtedy zauważyłam jego twarz. To był Adam. Kucnął obok mnie i z furią zaczął mną trząść, powtarzając w kółko zdanie: 'Dlaczego mi to zrobiłaś?!'. W jego prawej dłoni pojawił się nagle długi, lśniący nóż. Z przerażenia, nie przestając krzyczeć, zacisnęłam oczy i poczułam jak mój sąsiad rozpruwa mi brzuch.

 - Izu! Izu! Izu! Iza obudź się! - potrząsał mną ktoś, krzycząc jednocześnie. Z krzykiem siadłam na łóżku, od razu całkowicie rozbudzona. Omiotłam szybko wzrokiem mój pokój i aż podskoczyłam, gdy zobaczyłam Adama siedzącego przy mnie na moim łóżku. Był ubrany jedynie w czerwone, luźne bokserki, a swoje blond włosy miał rozczochrane.
- Co tu robisz, o... - szybko zerknęłam na zegarek - 3 rano?! - Spytałam głośno, przestraszona nie na żarty. Już otworzyłam usta i zaczerpnęłam powietrza, żeby wołać o pomoc, gdy Adam pośpieszył z wyjaśnieniami widząc moją minę pełną przerażenia.
- Spokojnie. Musiałaś mieć chyba jakiś koszmar, bo krzyczałaś tak głośno, jakby cię żywcem obdzierali ze skóry. Obudziłaś pewnie pół bloku. Jak tylko usłyszałem twój krzyk, to poleciałem do odźwiernego, żeby otworzył twoje drzwi. Gdy to zrobił ja przybiegłem do ciebie, a odźwierny pobiegł po panią Anitę, pielęgniarkę spod siódemki.
 Jakby na potwierdzenie tych słów do mojego mieszkania weszło kobieta w średnim wieku, ubrana w szlafrok, z apteczką pierwszej pomocy po pachą.
- Dobry wieczór. - przywitała się - Powiedziano mi, że coś się stało. Wszystko w porządku?
- Tak. Już tak. Nic się nie stało. Po prostu miałam koszmar. - wyjaśniłam. Ale mimo moich zapewnień, że już wszystko jest pod kontrolą, zauważyłam, że nadal się trzęsę. Pani Anita też to zauważyła. Już miała coś powiedzieć, kiedy ubiegł ją Adam i spytał z ciekawością:
-A o czym był ten koszmar?
-Jak już musisz wiedzieć to był on z tobą w roli głównej. - odpowiedziałam i obserwowałam reakcję chłopaka. Spostrzegłam, że jakby zmartwiał trochę, albo się zasmucił. Ale szybko ukrył swoje emocje pod nieszczerym uśmiechem.
-No cóż... Hm... Sądzę, że jedna tabletka na uspokojenie i jedna na sen starczą. - powiedziała pielęgniarka. - Niezłego stracha nam narobiłaś - uśmiechnęła się.
-Przepraszam. - zrobiłam skruszoną minę, ale po chwili również się uśmiechnęłam.
-Proszę, oto tabletki. Ja już będę iść. Dobranoc i spokojnych snów. - pożegnała się pani Anita i poszła, zostawiając mnie sam na sam z Adamem.
- To... yyy... Naprawdę ja Ci się śniłem? - spytał niepewnie Adam.
-Niestety tak. - Odparłam. - Dzięki za wszystko. - Gdy to powiedziałam mój znienawidzony przeze mnie sąsiad uśmiechnął się pełen nadziei. - Ale nadal jestem na ciebie zła i cię nie lubię. - mina mu zrzedła - Możesz już iść.
 Po chwili ciszy, która zaczęła być krępująca, spytałam:
- Na co czekasz? Możesz już iść?
- Przeczytałaś mój list? - zapytał cicho.
-Nie. I nie zamierzam. Słuchaj, dzięki za pomoc, ale na nic więcej nie licz. - wypowiedziałam to z szybkością karabinu, ale mnie zrozumiał. - Wystarczy mi już wrażenie rozumiesz tego, że boję się ciebie? Zresztą sam mi wykrzyczałeś w twarz, że mnie nie lubisz. Dobranoc. - skończyłam swój krótki monolog i z wyczekiwaniem spojrzałam na Adama.
-Ile razy mam ci mówić, że to nieprawda?
-Ile chcesz. I tak ci nie uwierzę. Idź już stąd.
- Wkurzasz mnie, wiesz? Mogłem ci w ogóle nie pomagać. Jakakolwiek próba spokojnej rozmowy z tobą kończy się kłótnią. Nie licz więcej na moją pomoc. Dobranoc. - powiedział wkurzony i wyszedł trzaskając za sobą drzwiami. Wzburzona położyłam się z powrotem na łóżku i rozmyślałam chwilę nad zachowaniem Adama. Przez prawie  trzy lata uprzykrzał mi życie, a teraz nagle chce się ze mną zaprzyjaźnić. "Dlaczego?" - zadałam sobie to pytanie. Po jakimś czasie usnęłam, nie wymyślając żadnej sensownej odpowiedzi.

Podobało się? Bardzo proszę o komentarze. :)

niedziela, 21 lipca 2013

Pobożne życzenia - rozdział 2

Gdy się obudziłam było już grubo po pierwszej po południu. Miałam podpuchnięte oczy od płaczu. Szybko zadzwoniłam do szefa i powiedziałam, że strasznie źle się czuję. Pozwolił mi wziąć dwa dni wolnego. Mój szef jest spoko gościem. Rozumie ludzi i to, że życie płata różne figle w najmniej oczekiwanym momencie.
 Gdy przechodziłam obok drzwi wyjściowo-wejściowych zauważyłam kopertę na podłodze. Pierwsze co pomyślałam, to to, że  Adam wepchnął mi ją przez szparę pod drzwiami. Podniosłam ją. Nie myliłam się - na kopercie było napisane 'Dla Izy od Adama, jestem Ci winien przeprosiny i wyjaśnienia'. Nie otwierając koperty, bez wahania wyrzuciłam ją do kosza i zabrałam się za przygotowywanie obiadu. Gdy zaczęłam obierać ziemniaki usłyszałam dzwonek do drzwi. "O nie. To pewnie Adam " - pomyślałam i poczłapałam do drzwi w moich ulubionych kapciochach. Wyjrzałam przez judasza i odetchnęłam z ulgą. To nie był Adam, tylko kurier. Otworzyłam drzwi i przywitałam młodego chłopaka, który zrobił na mój widok dziwną minę. Po chwili zorientowałam się co było przyczyną tej reakcji kuriera. Mój wygląd. Nie mówiąc o napuchniętych oczach i spękanych wargach, moje włosy ułożyły się w śliczną fryzurę 'a la piorun strzelił w rabarbar'. Poza tym miałam na sobie stary, różowy szlafrok w Hello Kitty, a na nogach kapcie-krówki.
-Ykhym - odchrząknął młody i powiedział do mnie:
-Mam kwiaty dla pani Izy Talon. To pani? - gdy kiwnęłam głową na znak potwierdzenia, kurier kontynuował:
- W takim razie proszę podpisać tu i tu.
Po odebraniu kwiatów, które jak się domyślam były od mojego sąsiada z naprzeciwka, oraz po podpisaniu się, chciałam zamknąć drzwi, ale chłopak, wskazując na mnie ruchem głowy, spytał:
-Problem z facetem, hę?
Pokiwałam ponuro głową, a on zrobił współczującą minę, pożegnał się i już go nie było.
     Usłyszałam, że drzwi Adama się otwierają, więc szybko zamknęłam swoje. W chwili gdy przekręcałam kluczyk, Adam powiedział do moich drzwi:
-Iza, proszę. Wybacz mi. Nie wiedziałem wtedy co mówię.
- Wcześniej się mną nie interesowałeś. Dlaczego nagle ci sie odmieniło? - odkrzyknęłam przez drzwi. Przez chwilę nic nie mówił, a potem spytał cicho z nadzieją w głosie:
-Przeczytałaś mój list? Wszystko w nim wyjaśniłem.
-Nie i nie mam zamiaru. Nie chcę znowu przez ciebie cierpieć! Zostaw mnie w spokoju!
-Skoro tak bardzo ci przeszkadzam to dlaczego się nie wyprowadzisz?! - odwrzasnął w odpowiedzi, walnął pięścią w moje drzwi i wrócił do siebie, trzaskając mocno drzwiami.
Odetchnęłam, gdy sobie poszedł i spojrzałam na kwiaty. Był to bukiet czerwonych i białych róż. Włożyłam je do wazonu z wodą i postawiłam na stole. Wtedy zauważyłam pomiędzy kwiatami karteczkę. Wyjęłam ją i przeczytałam:

                                                            Dla Izy od Adama.
                                                            Proszę wybacz mi.

Zgniotłam karteczkę i wyrzuciłam do kosza. Chciałam zrobić to samo z kwiatami, ale rozmyśliłam się. Powróciłam do przygotowywania obiadu. Gdy był już gotowy usiadłam przed telewizorem i włączyłam odmóżdżający  'talk szoł', jedząc w tym samym czasie obiad.

     Syta, wyłączyłam telewizor, pozmywałam po posiłku i spojrzałam w mój kalendarz. Z przerażeniem odkryłam, że za 5 dni, 22 czerwca, mam wesele mojej kuzynki. Szybko pognałam do mojej szafy w celu wybrania odpowiedniej sukienki. Całe szczęście miałam co założyć. Uspokojona włączyłam komputer i sprawdziłam swoją e-pocztę. Zauważyłam, że dostałam wiadomość od kogoś o pseudonimie 'koksu602'. Zaintrygowana otworzyłam wiadomość i od razu przewinęłam na jej koniec, mając nadzieję, że ten ktoś podpisał się swoim prawdziwym imieniem i nazwiskiem. Tym kimś okazał się oczywiście nie kto inny niż Adam K. Zdziwiona, że zna mój adres email usunęłam wiadomość, nie czytając jej zawartości. Po godzinie 21 wyłączyłam komputer, wykąpałam się i poszłam spać, z błogą świadomością, że nie muszę jutro wcześnie wstawać. Moje myśli kręciły się wokół Adama i dzisiejszej przygodzie w windzie dopóty, dopóki nie zmorzył mnie sen, pełen koszmarów, z Adamem w roli głównej.


sobota, 20 lipca 2013

Pobożne życzenia - Rozdział 1.

Pierwsze opowiadanie będzie romantyczne. :) Nie martwcie się, nie wszystkie będą takie. :)


Wybiegłam szybko na klatkę schodową. Za niecała godzinę zaczynam pracę jako sekretarka w firmie farmaceutycznej, a musiałam jeszcze zostawić zakupy. Wiedziałam, że poranny wypad do sklepu jest złym pomysłem. Mimo że wyszłam z domu o godzinie 7 rano to wróciłam za piętnaście 8. Wszystko przez te głupie i długie kolejki. A musiałam jeszcze zdążyć na autobus, bo swojego samochodu jeszcze nie posiadam. Całe szczęście, że w moim 10-piętrowym bloku jest winda, ponieważ jakoś nie widziało mi się wbieganie schodami na ostatnie piętro. Gdy tylko wpadłam do mieszkania rzuciłam zakupy w kąt, poprawiłam makijaż oraz włosy i z powrotem wskoczyłam do windy naciskając guzik oznaczony cyfrą '0', czyli parterem. Nie lubię ciasnych pomieszczeń, ale minutową jazdę windą dam radę wytrzymać.
     W ostatniej chwili, gdy drzwi już się zamykały, do windy wskoczył mój sąsiad, Adam Kamyk, z którym niezbyt się lubimy. Burknęliśmy sobie 'dzień dobry' i zamilkliśmy. Nagle, pomiędzy 6 i 5 piętrem windą szarpnęło i się zatrzymaliśmy. Od razu zrobiło mi się niedobrze. Czy wspominałam, że nie lubię ciasnych pomieszczeń? Dotarło do mnie, że spędzę tu jakiś czas, w półmroku (chwała awaryjnym światełkom) z najgorszym facetem jakiego znam. Naciskałam raz po raz guzik alarmowy, spazmatycznie wciągając powietrze i trzęsąc się, jednocześnie ignorując Adama, który stojąc w kącie windy przyglądał mi się z niepokojem.
 - Hej, wszystko w porządku? - zagadnął.
-A jak myślisz?! Oczywiście, że nie! - krzyknęłam bliska histerii - Utknęłam w ciasnej windzie, a gdyby tego było mało to na dodatek z tobą! A poza tym to chyba mam klaustrofobię! - Teraz naprawdę wpadłam w histerię. Nadal przerażona kucnęłam w rogu, obięłam nogi rękami, opuściłam głowę na kolana i próbowałam się nie rozpłakać przy nim, niestety bez skutku. Adam również naciskał guzik alarmowy, ale osiągnął to samo co ja. Czyli nic. W końcu dał sobie z tym spokój i usiadł w drugim końcu windy. Milczeliśmy przez jakiś czas. Wiedziałam, że słyszy moje pochlipywanie i byłam mu wdzięczna za to, że się ze mnie nie śmieje. W końcu się uspokoiłam. Podniosłam głowę i spojrzałam na Adama, który przyglądał mi się z... niemożliwe. Tak, musiało mi się przewidzieć. Zdawało mi się, że spoglądał na mnie z troską. Ale on nie należy do takich ludzi, którzy interesują się innymi. Gdy spostrzegł, że przyłapałam go na patrzeniu na mnie, odwrócił wzrok z zawstydzeniem.
-Przepraszam za ten wybuch. Czasem tak mam jak się denerwuję. - powiedziałam. Sama nie wiem, co mnie skłoniło do wyjaśniania mu mojego zachowania. - Zresztą nieważne. Ciebie i tak to nie obchodzi. Dalej, śmiej się. Przypuszczam, że ledwo się od tego powstrzymujesz. - powiedziawszy to z powrotem położyłam głowę na kolanach i ciężko westchnęłam, przygotowując się na jego szyderczy śmiech i komentarze.
- Wcale nie miałem zamiaru się z ciebie śmiać. - odrzekł po chwili poważnym głosem, lecz wychwyciłam też nutę rozbawienia.
-Taaak, jasne. Akurat. - Nie chciało mi się wierzyć w jego słowa.
   Odkąd mieszka na przeciwko mnie wiele razy sie kłóciliśmy. Głównie przez jego głośnie i bardzo częste imprezy. Nie raz i nie  dwa zdarzało mi się płakać po naszej kłótni na klatce schodowej. Nawet jeśli sąsiedzi to słyszeli to nie reagowali. Nienawidziłam Adama z całego serca. Zawsze, kiedy sie do mnie odzywał robił to z wyższością i pogardą, ale czasem słyszałam w jego głosie coś na kształt troski. Ale bardzo rzadko. I cząstko mi dokuczał. Był jak dziecko.
   Moja przyjaciółka, Klara, często mi mówiła:
-Iza, zrozum. On próbuje cię w ten sposób poderwać.
Ale ja nigdy w to nie wierzyłam. Gdyby to co sądziła Klara było prawdą, to nie byłby taki chamski i niemiły wobec mnie.
     Poczułam na sobie wzrok Adama. Po chwili spytał:
-Czemu, tak właściwie, mnie nie lubisz?
To pytanie było tak absurdalne, że aż podniosłam głowę i spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
-Kto jak kto, ale ty powinieneś wiedzieć to doskonale. - prychnęłam w odpowiedzi. Ale jemu ta odpowiedź nie starczyła, więc zapytał:
- Tylko dlatego, że od czasu do czasu urządzam imprezkę?
- Od czasu do czasu?! - krzyknęłam z oburzenia - Chcesz dokładnie wiedzieć dlaczego cię nienawidzę?! Proszę bardzo! - wstałam z kucek -  Non stop puszczasz głośno muzykę, urządzasz imprezy, uprzykrzasz mi życie, poniżasz, śmiejesz się ze mnie i mną gardzisz i kilka razy doprowadziłeś mnie do płaczu! Starczy?! - wykrzyczałam to co mi na sercu leżało i spoglądałam na Adama z mordem i wyzwaniem w oczach. W sumie krzyczeć nie musiałam, bo w tak małym pomieszczeniu wszystko doskonale słychać. Ten z kolei po chwili otrząsnął się, ze zdziwienia moim wybuchem, wstał i krzyknął:
-A więc to wszystko to moja wina, tak?!
-A jak myślisz?! - odparowałam.
-No jasne! Najlepiej to zwalić wszystko na mnie! - krzyknął naprawdę wkurzony.
-Przecież to nie ja urządzam na okrągło imprezy!
-A pomyślałaś może co ty robisz nie tak? Twój zwierzak na okrągło obsikuje mi drzwi, ciągle zabierasz ciepła wodę i muszę się kąpać w zimnej... - w tym momencie podszedł do mnie i chwycił mnie mocno za ramiona, przyszpilając do jednej ze ścian windy. Ale w szale nawet tego nie zauważył. W tym momencie łzy same zaczęły mi lecieć z przerażenia. W głowie układały mi się najgorsze scenariusze. - co tydzień robisz remont w domu, włączając z rana wiertarkę, bez przerwy muszę odbierać twoją pocztę, dwa razy zostałem pobity przez twojego byłego, bo pomylił mieszkania i myślał, że jestem twoim chłopakiem! Ale ja w życiu bym się z tobą nie umówił! Nawet jakby grozili mi śmiercią! Nie dziwę się, że nie masz chłopaka! - teraz Adam naprawdę był ogarnięty furią. Jego ostatnie słowa zraniły mnie najbardziej. Gdy skończył krzyczeć mi w twarz zorientował się, że trzyma mnie z całej siły za ramiona, a spod moich zaciśniętych ze strachu oczy wypływają strumienie łez. Natychmiast mnie puścił i zaczął przepraszać.
- Nie mam żadnego zwierzaka. - wychlipałam i osunęłam się na dno windy, trzymając obolałe ramiona i płacząc. Adam, przerażony swoim zachowaniem, kucnął obok mnie, nie przestając przepraszać i tłumaczyć się swoim wybuchowym charakterem. Chciał mnie przytulić, ale wtedy jeszcze bardziej się skuliłam, zaczęłam głośniej płakać i wcisnęłam się w kąt naszego 'więzienia'.  Adam chodził w kółko, a po chwili również zsunął się w kąt, ciągle szepcąc 'przepraszam'. Widziałam po jego minie, że był załamany swoim uczynkiem. Spojrzałam przez łzy na zegarek i westchnęłam. Pół godziny temu powinnam być w pracy. Postanowiłam, że gdy tylko stąd wyjdę zadzwonię do szefa i powiem mu, że nie przyjdę z powodu nagłej choroby.
    Adam spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem, wyciągnął rękę w geście bezradności i powiedział:
-Iza, przepraszam. Nie chciałem. Wybacz. W furii mówię różne rzeczy. Wcale tak o tobie nie myślę.
Na te słowa zgarbiłam się jeszcze bardziej i odwróciłam głowę. "Akurat. Mówi tak, bo chce żebym nie była już na niego obrażona"- pomyślałam. Pół godziny później, w czasie którym Adam przepraszał mnie jeszcze kilkanaście razy, ale ja uparcie milczałam, winda odblokowała się i otworzyła na 5 piętrze. Natychmiast z niej wyskoczyłam i pognałam schodami do mojego mieszkania. Adam pobiegł za mną, ale go zignorowałam. Weszłam szybko do mieszkania i chciałam zamknąć drzwi, ale Adam wsunął swoją stopę w szparę drzwi.
-Iza, posłuchaj mnie! Ja naprawdę nie chciałem. - mówiąc to wszedł do mojego domu, ale drzwi zostawił otwarte. Dopiero teraz zauważyłam jaki jest przystojny i dobrze zbudowany. Miał na sobie teraz szorty koloru khaki i biały podkoszulek.
-Zostaw mnie. - warknęłam i popchnęłam go do tyłu - nie chcę znowu przez ciebie płakać i wpadać w depresję.
-Zaraz. - zdziwiony złapał mnie za ręce, ja zastygłam przerażona, że znowu dostanie napadu furii, ale on zignorował moją przestraszoną twarz. - Przeze mnie wpadłaś w depresję?
-A niby przez kogo? - krzyknęłam - Przecież to ty ciągle mi uprzykrzasz życie! Nie dajesz mi spać po nocach przez swoje imprezy! - wyrwałam mu się i cofnęłam - Gdyby nie moja przyjaciółka już dawno nie byłoby mnie na tym świecie. Dwa razy chciałam ze sobą skończyć!
- Ja... ja.. nie wiedziałem - wydukał zdziwiony.
- No oczywiście, że nie wiedziałeś! Bo przecież ja ciebie nie interesuje, to czemu miałbyś się przejmować moim zdrowiem psychicznym! - krzyknęłam mu w twarz, wypchnęłam za drzwi, które potem zamknęłam na klucz, osunęłam się na podłogę i zaczęłam płakać, Słyszałam, że Adam nadal stoi pod moimi drzwiami i coś mówi. Podeszłam do radia, włączyłam muzykę na tyle głośno, aby zagłuszyć jego słowa i nadal płacząc skuliłam się w fotelu, a po chwili zasnęłam.

I jak? Podobało się? Proszę pisać w komentarzach ;) 

Krótki wstęp.

Witam wszystkich!
Mam 16 lat i będę się posługiwać tutaj nickiem "Flusa".  Jak sam tytuł bloga mówi, będę zamieszczać tu moje opowiadania. Postaram się dodawać nowy rozdział przynajmniej raz w tygodniu. :) Mam nadzieję, że będziecie tu często zaglądać. ;)